Kartka na ten gorszy czas
Przecież wszystko robię dobrze! Zażywam leki, w miarę sensownie się odżywiam, śpię nie najgorzej, regularnie ćwiczę i troszkę medytuje. Suplementuje witaminy i D i wszelkie B. Jeśli na rynku pojawią się nowe witaminy, coś w stylu X150 i Y980 też wezmę. Relacje międzyludzkie godne. Teoretycznie spełniam wszystkie kryteria dobrostanu, długowieczności i wszelkiej homeostazy. A i tak od czasu do czasu zalewa mnie gęsty mrok.
Przychodzi jak fala, głównie na kanwie epizodów maniakalnych mamy albo znużenia i przepracowania. Mózg zaczyna pracować na własnych samozwańczych obrotach. Przychodzą myśli ubiczowane: ,,Znowu zatyrałaś się ,, do zdechu,, jak mawiał Witkacy. ,, Nie dam rady, nie mam siły, nie wstanę,, itp. Lęk spowija całe ciało i utrudnia codzienne funkcjonowanie. Dostaje ataku paniki nawet na siłowni. Nie dlatego, że nie mam siły w ciele. Zatarł się mój mózg i buksuje jak samochód w brudnej kałuży. Paradoksalnie wyglądam kwitnąco. Tak słyszę. Waga leci w dół sama, figura wspaniała, błysk w oku. Jest w tym pewna prawidłowości. Im lepiej wyglądam, tym gorzej się czuje. Przypomina mi się scena ze stremingowego serialu ,, Ogród z brązu”. Kolacja jubileuszowa w restauracji. Maż pyta swoją żonę. Czy jak się ma depresję to jest tak jakby wpaść do studni.? Zona głaszczę piękny naszyjnik, który właśnie otrzymała w prezencie i po chwili namysłu odpowiada.,, Nie, to ja jestem tą studnią”. Czasami właśnie tak się czuję. Jak czarna studnia bez wody i dna. Względna ulgę przynosi fantazja, że jestem w sanatorium w Szwajcarii. Cały pokój jest biały. Leże w wykrochmalonej pościeli w idealnej ciszy, bez komórki i kontaktu. Nieme pielęgniarki otwierają białe drewniane framugi i kontempluje szczyt Mont Blanc. Kieliszek szampana na nocnym stoliku. Uspakajająca wizja w kontraście do wewnętrznego mroku. Iza! zejdź na ziemie, karcę się w myślach. Nie masz przestrzeni i funduszy na kurort w Alpach…
Jednak coś tam mam. Mam awaryjną kartkę na czarna godzinę. Jedną w portfelu, drugą w pamiętniku. Jest to lista czynności które mnie stabilizują i sprowadzają do pionu. Kiedy jestem słaba i dominuje lęk zapominam co przynosiło mi ulgę. Lista jest indywidualna i intymna. Są na niej różne pozycje. Najmocniejsza to idź na najbliższy SOR jeśli nie panujesz nad lękiem (nawet niekoniecznie psychiatryczny ze względu na czas oczekiwania i potencjalna grozę hospitalizacji). Przetestowałam to kilkukrotnie na własnej skórze. Zawsze otrzymałam pomoc. Zostałam wysłuchana, zbadana i dostałam zastrzyk na uspokojenie. Tylko trzeba się odważyć. Inna pozycja to oglądaj Wielkie Szlemy (najważniejsze turnieje tenisowe) albo każdy inny turniej tenisowy. Uspokaja mnie rytm odbijanej piłki. Inspiruje mnie piękno tego sportu i finezyjne zacięcie do gry tenisistów. Pragnę tej finezji do życia. Pozycja numer 3 to na przykład: Połóż się na ziemi i leż, tak często jak to możliwe. Zgodnie z filozofiami Wschodu, Ziemia odbierze lęk i troski oraz przytrzyma mnie na powierzchni. Ostatecznie wybieram pozycje numer 7. Wymaluj się, ładnie ubierz i idź na ciacho i kawę. Siedź i patrz na ludzi. Tak robię, choć nie mogę sobie przypomnieć po drodze dlaczego zapisałam to na liście i w czym ma to pomóc. Pamięć wraca w oparach kawy i rolady bezowej. Takie wyjście to może być game changer. Uspakajam się trochę. Potrzebny był ten moment zatrzymania. Zmuszam się do lepszych myśli. Ciągle jestem. Siła wróci. Mrok opadnie. Obok przy stoliku dwie starsze panie. Rubensowskie kształty, piękne tapiry z PRL-u i różowe paznokcie. Zajadają z gracją truskawkowe oponki i pięknie do siebie mówią. Z uwaga i czułością: ,, Dolać ci Kochana mleczka?’’, ,, Zjesz Krysiu jeszcze eklera?” Ich wzajemna życzliwość jest rozczulająca. Otula nawet mnie przy sąsiednim stoliku. Świta mi w głowie nowy plan. Też tak chce! Ale to na oko będzie mnie kosztowało ( i moja przyjaciółkę ) z 40 lat prób i błędów wyrabiania w sobie pogody ducha.
Zrób swoją awaryjna kartkę Drogi Czytelniku, zgodnie z tym co Ci w duszy gra. Prawdziwą tak jak TY. Nigdy nie wiadomo skąd nadciągnie pomoc. Życie to przywilej, mimo wszystko.
Autorka: Izabela Krajecka-Gomez